piątek, 11 kwietnia 2014

dzień trzeci

Na szczęście dziś już piątek. Strzeliłam sobie pyszną latte i odliczam czas do końca pracy.

Przed nami, w weekend chrzest, na którym mój mąż został wytypowany na chrzestnego. Żaden to zaszczyt, zwłaszcza, że niespecjalnie utrzymujemy kontakty z rodzicami dziecka, ale jest to rodzina.
Sama nie mam dzieci, ale zastanawiam się jakie obiera się kryteria w doborze chrzestnych. Pewnie jak się ma rodzeństwo to po najniższej linii oporu, ale gdy się go nie ma? 
Sama najchętniej nie ochrzciłabym swojego dziecka i dała mu wybór w przyszłości, ale z drugiej strony co zrobić kiedy ono pójdzie do szkoły? Poza tym pewnie zrobiłabym to bardziej ze względu na obyczaje i szacunek do swoich rodziców niż wiarę.

 Dla mnie osobiście religia w szkołach nie powinna mieć racji bytu jako przedmiot, a już na pewno nie taki, na którym stawia się stopnie. Przecież wiadomo, że jak dziecko MUSI się czegoś nauczyć to tym bardziej mu się nie chce. Sama zrezygnowałam w liceum, zaraz po bierzmowaniu z lekcji religii. Nie było łatwo przekonać mamę do wypisania zwolnienia, ale jakoś się udało. Życzyłabym sobie żeby w szkołach pojawiła się etyka, na której osoba świecka mogłaby opowiadać dzieciakom o różnych religiach. Taka wiedza jest potrzebna przede wszystkim do szerzenia tolerancji. Wychowanie w konkretnej wierze pozostawmy rodzicom.

Według mnie wiara katolicka sprowadziła się do obrządków, których miało tam nie być. Ale o samej wierze kiedy indziej, bo to temat na dłuższe dywagacje. 
Po co wybieramy rodziców chrzestnych? Teoretycznie maja pomagać w wychowaniu dziecka w wierze katolickiej. Czemu więc wybór padł na mojego męża? Osobę, która nie chodzi do kościoła, a jeśli już wyraża się o katolikach to tylko źle. W końcu czemu wybór padł na niego skoro nie jest blisko ani z narodzonym dzieckiem, ani tym bardziej z jego rodzicami? Bo jest pierwszy z brzegu? Bo nie ma nikogo innego? Bo nie ma własnych dzieci i będzie serwował fajne prezenty?

Początkowo Pan X nie chciał się zgodzić, ale po namowach swoich, bogobojnych (księdzobojnych!) rodziców, zdecydował, że powie "tak". Gdy zadzwonił telefon z pytaniem "czy mógłby?", po jego odpowiedzi, że się zastanowi nastało milczenie. Wszak to decyzja oczywista, nad czym się tu zastanawiać?! Oczywiście wiąże się to nie tylko z opcją kupowania prezentów czy wpakowania kilku papierków z bankomatu do koperty, ale przede wszystkim z kłopotliwymi sytuacjami takimi jak: pójście do spowiedzi wbrew własnej woli, załatwianie zaświadczenia, że należy się do parafii, tłumaczenie się w kancelarii co robi się w życiu i dlaczego nie przyjmuje się księdza oraz wiele innych jak dla mnie cholernie osobistych rzeczy.

Szanuję każdą wiarę i poglądy innych ludzi, choć niekoniecznie muszę się z nimi zgadzać. Nie mam też nic przeciwko chrzczeniu dzieci i wybieraniu na ich chrzestnych kogo nam się tylko podoba, ale musimy też być na tyle tolerancyjni by zrozumieć, że ktoś wcale nie musi się na ten wybór godzić. I co ważniejsze: nie musimy kogoś maglować jak Gajos Jandę w "Przesłuchaniu" dlaczego ten nie ma na to ochoty.

Całuję
X

9 komentarzy:

  1. o rany jak dobrze, że ktoś to napisał! nienawidzę takich sytuacji. Sama mam jedną chrześnicę i nie chciałbym miec więcej. to jest mój jedyny skarb i niech tak zostanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie raczej nie grozi bycie czyjąś chrzestną, a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. Przerażałoby mnie zbieranie zaświadczeń, które uważam za bzdurne. Bałabym się swojego temperamentu i tego, że zamorduję księdza, zanim dokona się uświęcający akt. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe coś w tym jest. dziwi mnie tylko to, że oni nie robią nic żeby zatrzymac i pozyskac wiernych, tylko zrażają do siebie

      Usuń
  3. Świetnie to napisałaś. Sama nie mam pojęcia na chwilę obecną czy ochrzczę swoje dziecko , jeśli będę posiadała je. Cóż, nie rozumiem oburzenia, kiedy rodzice dziecka nie chcą go ochrzcić...
    Pozdrawiam,
    http://and-after-all-the-obstacles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki. każdy powinien mieć prawo wyboru i nikt nie powinien tego krytykować.

      Usuń
  4. Gdybym nie chciała być chrzestną po prostu bym odmówiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no wiesz teoretycznie tak, ale zaraz włącza się wpojony wyrzut sumienia i gadanie, że trzeba sie trzymac blisko z rodziną i nagłupszy argument jaki słyszałam "dziecku się nie odmawia", ale ono nawet jeszcze nic nie kuma :)

      Usuń
    2. Z drugiej strony mnóstwo ludzi niechętni odnosi się do obrządków KK, które nie mają wiele wspólnego z wiarą ;-)

      Usuń